Rozmowa z P. Michałem Znamirowskim - Dyrektorem Prowadzącym Szkołę Podstawową i Gimnazjum w Poskwitowie
Red.
Panie Dyrektorze, w ostatnim naszym Biuletynie, w rozmowie z przedstawicielem redakcji, Zbigniew Grzyb, lider Wolnych Demokratów, przywołał Pana osobę, jako człowieka, któremu udało się zbudować silne więzi między Szkołą, dla której jest Pan "organem prowadzącym", a mieszkańcami miejscowości Poskwitów. Znamy wiele przykładów, gdzie szkoła i grono pedagogiczne a mieszkańcy wsi, czy osiedla rzadko się ze sobą kontaktują! Jak się zatem udało Panu zachęcić mieszkańców do współpracy i współodpowiedzialności za los Szkoły?
MZ:
Jest takie opowiadanie Lwa Tołstoja pt. „Nauczycielka” i myśl tam zawarta jest wg mnie odpowiedzią na Pańskie pytanie. Otóż szkoła musi być potrzebna mieszkańcom. W naszym przypadku była potrzebna nie tylko jako źródło wiedzy i umiejętności dla młodych obywateli, ale także jako instytucja animująca życie kulturalne, towarzyskie (organizujemy dla naszych mieszkańców około pięciu imprez rocznie: koncerty, spotkania z pisarzami, spektakle, tematyczne festyny i pikniki). To się ludziom podoba, tego mieszkańcy naszych wsi potrzebują. Również po to, by wypracować wysoką samoocenę, a tak się chyba dzieje, bowiem bardzo często piszą o nas media w niezwykle korzystnym kontekście. Mamy również własne wydawnictwa: „Teraz Szkoła” i „Zeszyty Poskwitowskie”. Uważam, że wzrasta poczucie dumy i stopień utożsamiania się ze szkołą: „to nasza wieś, to nasza szkoła”.
Myślę także, że 30 lat, które przeżyłem w Poskwitowie i 25 lat, które przepracowałem w tutejszej szkole, a przez te lata starałem się kierować szczerością, uczciwością, rzetelnością i odpowiedzialnością, również w znacznym stopniu przyczyniło się do tego, że to właśnie mnie grupa mieszkańców i nauczycieli zaproponowała prowadzenie naszej szkoły po jej likwidacji przez samorząd.
Red.
Władzom Gminy Iwanowice nie opłacało się utrzymywać Waszej Szkoły, podobno z braku środków! Pan na koniec roku szkolnego funduje nagrody finansowe nie tylko dla zdolnych uczniów, ale całych klas, a także dla nauczycieli! Ma Pan maszynkę do robienia pieniędzy, czy też - jak w tej znanej bajce - trzyma gdzieś "osiołka", którego od czasu do czasu "pociąga za uszy"?
MZ:
Na temat dlaczego zlikwidowano naszą szkołę wolałbym się nie wypowiadać, bowiem nie do końca jestem przekonany, co do ekonomicznych motywów, a mamy, jak rozumiem, zbyt mało miejsca, by móc tę tezę rzetelnie i wyczerpująco uzasadnić.
Na nasz budżet składa się dotacja gminna (średni koszt bieżącego utrzymania ucznia w gminie pomnożony przez ilość naszych uczniów), pieniądze z grantów, o które występujemy aktywnie i często udaje się nam osiągnąć środki z tego źródła oraz darowizny, które jak dotąd stanowią nikły procent przychodów, ale również się zdarzają, szczególnie rzeczowe.
Za gospodarkę finansową wg Ustawy o systemie oświaty odpowiada osoba prowadząca szkołę, czyli ja. A ja wszystkie te nagrody, o których Pan mówi, a jest ich rzeczywiście sporo, traktuję jako inwestycję w „kapitał ludzki”, bowiem jestem pewien, że po pierwsze przynosi to wspaniałe rezultaty edukacyjne (owe nagrody przeznaczane są zazwyczaj na wycieczki i inne działania edukacyjne, egzamin w szóstej klasie zakończył się w tym roku wynikiem 32 pkt (maksimum to 40 pkt – dop. red); wyprzedziliśmy wielkie miasta, znaleźliśmy się w gronie szkól z najwyższym wynikiem w Polsce), a po drugie przynosi to efekt ekonomiczny, ponieważ ze względu na wyniki, na udział w różnorakich konkursach, na możliwość bezpłatnego udziału w zajęciach tanecznych, chórze i wycieczkach przychodzą do nas uczniowie spoza naszego obwodu. Maszynki i sponsorów , o których Pan żartobliwie pyta, niestety nie mamy.
Red.
Zbudował Pan wspólnotę, która funkcjonuje. Jej członkowie współpracują ze sobą. Mają wspólne cele, których wypadkową jest wychowanie młodzieży na dobrych obywateli, którzy nie tylko chcą brać, ale i dawać od siebie. Jak do tego przekonał Pan młodych, zwłaszcza gimnazjalistów, którzy są w wieku dorastania, w którym bunt jest wpisany w naturę człowieka?
MZ:
Do zbudowania wspólnoty, to chyba jeszcze daleko, a w ciągu dwóch lat aktywnej działalności to wręcz niemożliwe, ale niewątpliwie bardzo wiele na tym polu zrobiliśmy i w dalszym ciągu nie ustajemy w wysiłkach. Najbardziej „zażyłe stosunki” mamy z poskwitowskim KGW – występujemy wspólnie na festynach i innych regionalnych imprezach np. w powiatowym konkursie na potrawy wigilijne (przy okazji opracowaliśmy i wydaliśmy książeczkę „Wigilia nad Dłubnią”), współpracujemy z parafią (wydaliśmy folder o naszym zabytkowym kościele) i te przykłady można by mnożyć. Na pewno należałoby tutaj wymienić jeszcze poskwitowską OSP. Jest również drugi aspekt – zaczynają do nas lgnąć pojedynczy ludzie, którzy chcą coś dobrego zrobić lub nam pomóc. Dlatego mówiłem , że proces tworzenia wspólnoty jest in statu nascendi.
Elementem niezwykle integrującym, z którego i szkoła i mieszkańcy są niezwykle dumni jest chór „Primavera”, który w krótkim czasie, ze szkolnego zaściankowego zespołu przerodził się w zespól, na którego koncerty ludzie przychodzą niezwykle chętnie. Zdobył on wiele nagród i wyróżnień na festiwalach i konkursach i doczekał się udziału w galowym koncercie na Zamku Królewskim w Warszawie z okazji zakończenia projektu „Szkoła Marzeń”.
Jak przekonać młodzież do współpracy? Trzeba być uczciwym wobec niej. W relacjach z nią nie ma miejsca na „obiecanki-cacanki”. Jeżeli obiecujemy, że wydamy własną gazetę, to trzeba ją wydać, jeżeli mówimy „pięknie śpiewacie, nagrajmy płytę”, to trzeba ją wydać, jeśli mówimy pracujcie nad sobą i wyznaczamy konkretne kryteria, a dofinansujemy wam dwudniową wycieczkę, to trzeba ten tysiąc złotych wydać itd. Aczkolwiek trzeba również mieć świadomość, że jest to trudne i nie od razu przynosi efekty. Do tych spraw trzeba podchodzić bardzo indywidualnie.
Red.
Zbudowaliście “Ogrody Przodków". Czym one są, i jaki jest cel tego przedsięwzięcia?
MZ.
Kiedy kilkanaście miesięcy temu organizowałem Szkoły w Poskwitowie, zastanawiałem się jak uczynić je atrakcyjnymi dla wszystkich mających z nimi do czynienia, a przede wszystkim dla uczniów. Założyłem w swoich rozważaniach, że szkoła powinna w jak najszerszym zakresie czerpać z doświadczeń minionych czasów edukacyjne pożytki. Tradycja, historia, kultura i przyroda naszej okolicy jest niesłychanie bogata i powinna być obecna w nauczaniu i wychowaniu młodego człowieka nie tylko jako przedmiot dociekań lecz jako środowisko, w którym wszelakie działania edukacyjne się odbywają. Jednym z elementów owej wizji szkoły były Ogrody (na pomysł wpadłem w autobusie między Połtawą a Charkowem dokąd jechałem w poszukiwaniu grobu stryjecznego dziadka na Cmentarzu Katyńskim) pomyślane jako piękna, różnokolorowa, pachnąca sala lekcyjna, naturalna międzyprzedmiotowa pracownia, gdzie pod błękitnym niebem, jasnym słońcem, na wyciągnięcie ręki znajdowałyby się dydaktyczne odniesienia. Po drugie wydawało mi się, że Ogrody staną się ogniwem łączącym młodzież, nauczycieli i rodziców a także mieszkańców wsi. To w nich mogą się odbywać pikniki, koncerty, spotkania... Ogrody to projekt długoterminowy z przyczyn naturalnych, jednakże krótka ich historia zdaje się potwierdzać założenia: do pracy w tworzeniu ogrodów nie trzeba było długo namawiać: przyszli uczniowie, rodzice, dziadkowie, ciocie i nauczyciele, młodzież przyprowadza swoich kolegów i koleżanki, fotografują się na tle barwnych rabatek, chcą być w ich pobliżu. Myślę, że to dobrze wróży na przyszłość.
Red.
Czy ciężko jest być liderem społeczności takiej jak Poskwitów?
MZ:
To trudne pytanie. Z jednej strony niewątpliwie odczuwam życzliwość, zrozumienie i solidaryzowanie się ludzi, szczególnie rodziców, w zmaganiach z gminą. Mieszkańcy przychodzą z propozycjami, z prośbą o poradę, przychodzą po prostu pogadać. To temu mają służyć również spotkania z okazji świąt narodowych i państwowych a także religijnych. Staramy się to robić niesztampowo, przeto zawsze mamy kłopoty wielkością naszych pomieszczeń. Do taki przedsięwzięć należą już tradycyjnie; Biesiada Patriotyczna (11 listopada), Święto Szkoły – Dzień Patrona, Szkolna Wigilia, Zabawa choinkowa, „Cicha Noc – Poskwitowskie Kolędowanie”, Festyn Majowy i w końcu czerwcowy Piknik Rodzinny – w tym roku o charakterze czytelniczym.
Z drugiej zaś strony oczywiście czuję duże brzemię „żółtej koszulki” z różnych względów, jednakże przede wszystkim ze względu na ogromną odpowiedzialność – boję się, żeby czegoś nie zepsuć...
A po trzecie, to w zasadzie trzeba by powiedzieć, że „lideruję” nie sam., że jest wspaniała drużyna – nauczycieli, rodziców, pracowników i wolontariuszy, a także uczniów realizująca w „błękicie” niezwykle trudne zadania edukacji w warunkach wiejskich. Ale jak rozumiem, to już inne pytanie.
Red.
Na zakończenie, czego mamy Panu życzyć na przyszłość?
MZ:
Mnie osobiście... tradycyjnie – zdrowia i sił, bym mógł rzetelnie realizować wyznaczone przez nas cele. A szkole... byśmy na swej drodze spotykali ludzi życzliwych i pełnych dobrej woli, którzy by pomogli zrealizować nam nasze największe marzenie: niewielką salę gimnastyczną.
Źródło: Biuletyn Informacyjny "Polscy Wolni Demokraci", Nr 3 /2007